Co dalej z H.Skrzydlewska Orłem? Prezes mówi pas

Metalkas 2. Ekstraliga – Co dalej z H. Skrzydlewska Orłem? Prezes mówi pas!

Po dziewiętnastu latach władania łódzkim żużlem, Prezes Witold Skrzydlewski wystawił klub na sprzedaż. Jak mówi biznesmen, w klubie liczą na poważną ofertę inaczej dojdzie do likwidacji zespołu.

Ostatnia konferencja prasowa na Moto Arenie Łódź poruszyła gruntem pod łódzkim żużlem. Wieloletni właściciel jak i sponsor zdecydował się wystawić akcję klubu za symboliczną złotówkę – Jest to dla mnie najtrudniejsza konferencja prasowa w jakiej uczestniczę, 19 lat temu moja rodzina zainteresowała się sportem żużlowym w Łodzi i tak naprawdę podnosiliśmy go ze zgliszczy. Tamtejszy TŻ, przegrał wszystkie spotkania w sezonie. Moja córka namówiła, moja mamę, abyśmy założyli stowarzyszenie i podjęli się próby odbudowy żużla w naszym mieście. Początki Orła były bardzo trudne, bo żaden zawodnik nie chciał z nami podpisać kontraktu, gdyż wszystkie poprzednie projekty w Łodzi nie kończyły się dobrze. Wraz z upływem czasu zdobyliśmy wiarygodność, za tym przyszły wyniki i sukcesy. Udało nam się awansować do ówczesnej 1. Ligi Żużlowej, a w niej dwukrotnie uzyskać prawo startu w PGE Ekstralidze. Ze względu na brak infrastruktury ani razu nie było dane nam tam się ścigać. W kolejnych latach walka o awans drastycznie się zmieniła, do środowiska napłynęło wielu bardzo wpływowych sponsorów, a przede wszystkim Spółki Skarbu Państwa. To wszystko wpłynęło na to, że było nam niezwykle trudno pozyskać topowych zawodników. Nie chcieliśmy przepłacać nikogo, aby być nie wypłacalnym, mierzyliśmy siły na zamiary – rozpoczął Witold Skrzydlewski.

Włodarz Łódzkiego Orła nie zapomniał o fanach, którzy razem z nim stanęli w walce o nowy stadion – Długo razem z kibicami naciskaliśmy na miasto, aby wybudowano nam stadion z prawdziwego zdarzenia. Ten jednak, powstawał w wielkich bólach, terminy oddania inwestycji były przekładane, a na końcówce prac na rusztowaniach mogliśmy zobaczyć kibiców, sponsorów czy nawet Pana Molewskiego, właściciela firmy, która budowała nasz stadion. Kiedy wreszcie udało się oddać obiekt, to był dopiero początek problemów, jeden z urzędników miejskich nie chciał wydawać nam pozwolenia na imprezę masową – jaką miał być pierwszy domowy mecz. Stanąłem wtedy przed trudnym wyborem, wpuścić kibiców na stadion bądź robić selekcje, kto powinien znaleźć się pośród 990 osób. Wybrałem pierwszą z opcji, a efektem tego było zawiadomienie, które po kilku dniach wpłynęło do prokuratury. Ostatecznie za obronę prawa kibiców do uczestniczenia w wielkim otwarciu zostałem skazany wyrokiem sądu. Nie żałuje tej decyzji – zaznaczał.

Biznesmen wspomniał o przeszkodach jakie na swojej drodze mijał H. Skrzydlewska Orzeł, teraz jednak kłoda jaka została rzucona jest nie do przeskoczenia – Od samego początku na Moto Arenie było nam nieco pod górkę. Otrzymaliśmy ją tak naprawdę bez wyposażenia, ale na to przymknęliśmy oko. Sprawą inną z kolei była stawka, którą płacimy za użytkowanie stadionu. Ta jest wyższa od innych łódzkich ekip, czemu tak jest nie wiem do teraz. Jest mi naprawdę trudno, o tym wszystkim mówić. Przez ten czas, blisko dwadzieścia lat, wkładaliśmy w ten sport mnóstwo pieniędzy, nigdy nie zalegaliśmy ani od nikogo nie pożyczaliśmy. Teraz, jednak doszliśmy do ściany, najważniejszy sponsor – jakim są kibice, nie zapełniają stadionu. Mamy najgorszą frekwencję, a do następnego Rzeszowa tracimy praktycznie dwukrotność naszej średniej widzów to jest to przepaść. Z tego też powodu doszedłem do wniosku razem z Radą Nadzorczą, że wyczerpała się pewna formuła […] W związku z tym, aby nikt nie uważał, że hamujemy rozwój sportu, mogę powiedzieć, że każda historia ma swój początek, ale także i koniec. Podobnie rzecz ma się ze wspieraniem żużla w Łodzi przez rodzinę Skrzydlewskich. Postanowiliśmy zatem nie blokować inicjatyw i za symboliczną złotówkę KŻ Orzeł Łódź Spółka Akcyjna jest do przejęcia, a co najistotniejsze nie ma żadnych zobowiązań, a to sytuacja bez precedensu w sporcie żużlowym w Polsce, kiedy coś się kończy to zazwyczaj efektem tego są długi czy słabe wyniki sportowe. Na sam koniec chcę podkreślić, że jest mi szczerze przykro, nie jestem nauczony przegrywać i trudno mi mówić o tym wszystkim. Nie sposób wymienić wszystkich, którzy pomagali Orłowi przez te blisko dwadzieścia lat, acz wszystkim z całego serca dziękuje. Z całą pewnością było to dla rodziny Skrzydlewskich niesamowite doświadczenie, którego nie odbierze nam nikt – powiedział Witold Skrzydlewski.

Działacz nie wyklucza, jednak, że nadal może stać się cud, a fani wypełnią obiekt przy ulicy 6 Sierpnia – Mimo wszystko nie możemy wykluczać różnych scenariuszy, chcielibyśmy, żeby znalazł się ktoś gotowy przejąć klub, ale wciąż jest opcja, która wydarzyła się w Widzewie Łódź, gdzie kibice wzięli sprawy w swoje ręce zapełniając stadion po ostatnie krzesełko. Tam karnety rozchodzą się w ciągu kilkunastu minut, a my przez cały sezon dobiliśmy do liczby 500 sprzedanych karnetów. Warto też rozważyć kwestię, czy na pewno Łódź jest miastem dla tego sportu. Ja jedynie mogę przeprosić, że przez te dziewiętnaście lat nie udało nam się zbudować mody na żużel. W przypadku braku poważnej oferty, zlikwidujemy klub – skwitował.

Postaw mi kawę na buycoffee.to